sobota, 4 lipca 2015

Zawieszenie

Zawieszam bloga. Straciłam na niego wenę, i tak już raczej nikt tu nie wchodzi. Pewnie niedługo go usunę.

czwartek, 28 maja 2015

Rozdział 5

     Moja droga przez wioskę, ogrody, do pałacu, przez marmurowe schody i do komnaty Królowej Elei... to jedna wielka czarna dziura. Wiedziałam, że za chwilę będę musiała się tłumaczyć, odpowiadać przez Królewskim majestatem pomimo to, że nic złego nie zrobiłam. Chyba. Cały czas szczypałam się po ramionach chwytając resztki ulotnej nadziei, że to wszystko tylko sen. Próbowałam odgonić stres, ale on po każdym odepchnięciu atakował ze zdwojoną mocą. Chciałam ułożyć jakiś sensowny plan, skupiałam się maksymalnie, ale mój umysł być jak wiadro właśnie opróżnione z wody. Pusty.
     Czego ja się właściwie tak obawiałam? Przecież nic złego nie uczyniłam, jestem tu przypadkiem, chyba nie zobaczą w moich oczach żadnej winy? Jednak z niewiadomych przyczyn miejsce to w jakiś tajemniczy sposób napawało mnie niepokojem. Ale co mogło być złego w takim pięknym, szczęśliwym miejscu? Rozsądek wciąż podtykał mi pod nos jakieś realne pocieszenia, ale umysł wciąż je odpychał. Tak jakbym została otumaniona.
     Nie pamiętam jak szłam do tej komnaty, ale jak w niej się znalazłam od razu odzyskałam jasność umysłu. Ściany wykonano z białego marmuru, powieszono na nich różnobarwne obrazy przedstawiające krajobrazy oraz zwierzęta. Znajdował się tu tylko jeden mebel: misternie rzeźbiony tron ze srebra o nogach przedstawiających korzenie oplątanie pnączami. Na olbrzymim krześle siedziała najpiękniejsza kobieta jaką kiedykolwiek widziałam. Długie, jasne włosy, niemal białe, wyglądałe jak jedwab. Lśniły w promieniach słońca wlewającego się do komnaty przez ogromne okno umiejscowione tuż za tronem. Cerę Królowa miała bardzo jasną, podobną do włosów. Kontrast stanowiły ciemne oczy, prawie czarne. Wyglądały jakby całą tęczówkę pokryła źrenica. W tych oczach czaiło się wiele emocji, jakby opowiadały jakąś niemą historię, którą znają tylko one.
     Królowa siedziała, ale pomimo tego widać było jaka jest wysoka. I szczupła. Zwiewna, biała tunika oplatało ciasno jej wąską talię uwydatniając piękną sylwetkę. Zaskoczyło mnie jak młodo wyglądała. Na twarzy nie było widać ani jednej zmarszczki, buzia wyglądała wręcz dziecięco. Ale oczy wyglądały jakby widziały już wiele. Były to oczy bardzo doświadczonej i mądrej osoby, skrywały przebiegłość i inteligencję. Na pewno nie tak wyglądały oczy dziecka.
     Mogłabym jeszcze długo opowiadać o wyglądzie Królowej Elei. Nie należała do osób, które można opisać jednym słowem. Z jednej strony wydawała się delikatna i wiotka, jakby jeden podmuch wiatru mógł ją zmieść z powierzchni ziemi. Ale z drugiej strony kryło się w niej coś władczego i twardego, czułam, że nie z byle powodu została Królową. Jej przeszłość pozostawała tajemnicą tak samo, jak cała jej osoba.
     - Witaj pani - Nia wystąpiła do przodu i uklękła przed tronem. - Przyprowadziłam ze sobą dziewcznę, która wałęsała się po Mglistym Lesie.
     Królowa uśmiechnęła się, ale wyczułam w tym uśmiechu coś sztucznego. Tak samo jak w zachowaniu Nii. Obie kobiety zdawały się być dziwnie napięte. Najwyraźniej starały się to ukryć, ale widać było jak bardzo za sobą nie przepadają.
     - Dobrze, dziękuję - głos Królowej odbił się echem w przestronnej komnacie. Brzmiał jasno i czysto, jak dzwoneczki poruszane na wietrze. Tak, ona naprawdę była niesamowita. - Czy mogłabyć, Nio, zostawić nas same? Chciałabym porozmawiać z naszym gościem na osobności.
     Uśmiechnęła się do mnie słodko. Nie wiedziałam czy mam się jej obawiać. Wydawała się dobra i serdeczne, ale pozory często mylą. Nia wstała i wyszła, najwyraźniej opuszczenie komnaty Królowej nie sprawiało jej większego problemu.
      Odgłos zamykanych za Nią drzwi rozniósł się po komnacie.

środa, 27 maja 2015

Rozdział 4

     Pałac może i był bardzo piękny, ale z każdym krokiem czułam się bardzo niepewnie. Kim była owa Królowa Elei? Mam kłamać i wciskać jej tą samą historyjkę, co Nii? Nie, czuję, że nawet Nia nie dała się do końca nabrać, a co dopiero Królowa? Przeczuwałam, że władczyni może się okazać twardym orzechem do zgryzienia. Próbowałam wymyśleć jakąś wiarygodną opowieść o tym, że pochodzę z dalekiej krainy i się zgubiłam. Ale szybko odrzuciłam ten pomysł. Nie znam tutejszych terenów, łatwo mogę zniszczyć całą opowieść jednym szczegółem. Nie, została jeszcze jedna, jedyna opcja. Muszę powiedzieć prawdę.
     Ale kto mi uwierzy? Mam powiedzieć, że nagle znalazłam się tutaj i nie do końca wiem kim jestem? Cóż, a co innego mi zostało? A może jednak powinnam skłamać? W końcu mogę udawać upośledzoną, która nie wie nawet do końca gdzie mieszka...
     - Już prawie jesteśmy. Jeszcze musimy wspiąć się na Jasną Górę, a jest raczej stroma, więc lepiej otrząśnij się ze swoich przemyśleń i uważaj pod nogi - głos Nii wyrawał mnie z zamyślenia.
     Potrząsnęłam głową, ale nie pomogło mi to w uwolnieniu się od ponurych myśli, które wciąż nawiedzały mój zmęczony już umysł. Droga wiodła krętą ścieżką. Wchodziłyśmy od najabrdziej łagodnej strony, halsując po zboczu. Góra z doły wydawała się o wiele mniejsza, alebo droga pod górkę poprostu tak mi się dłużyła. A może i jedno i drugie. Pomimo przestrogi Nii wciąż się zamyślałam aż w końcu podknęłam się o kamień i stoczyłam parę metrów w dół. Na szczęście tylko lekko zdarłam sobie kolano. Nia skomentowała to znaczącym spojrzeniem, ale nic nie powiedziała.
     Dopiero na szczycie naprawdę zdałam sobie z ogromu zamku i otaczających go terenów. Całą górną powierzchnię Jasnej Góry - jak nazwała ją Nia - zajmowały pola uprawne i ogrody pałacowe. A w samym centrum wznosił się zamek. Biały marmur lśnił w słońcu tak mocno, że aż bolały oczy. Smukłe wieżyczki sterczały w każdym rogu, a iglice wieńczące każdą z nich zdawały się być wykonane ze srebra. Gdzieniegdzie, zdawało się, że w zupełnie przypadkowych miejscach, porozmieszczano okna. Każde z kolorowymi witrażami przedstawiającymi krajobrazy jakieś nieznane mi osoby.
      Dookoła pałacu krzątali się ludzie. Dopiero wtedy zauważyłam skupiska domków, w których zapewnie mieszkali służący oraz poddani Królowej Elei. Wszyscy ubrani byli w zwiewne, różnokolorowe tuniki, tak samo jak Nia. I również tak samo jak ona mieli delikatną, elfią urodę. Zdawali się sprawiać wrażenie szczęśliwych, gdzieniegdzie rozlegały się śmiechy lub entuzjastyczne rozmowy. Żaden z mieszkańców miasta zdawał się nie zwracać na mnie uwagi. A to ciekawe, bo byłam całkowicie przekonana, że kompletnie nie pasuję do tego miejsca.
     - No, napatrzyłaś się już? - spytała Nia stawając obok mnie.
     Zastanawiałam się czemu kobieta traktuje mnie tak oschle. Może mi nie ufała, albo nie lubiła swojej pracy sprowadzania wędrowców do pałacu. A może poprostu była taką osobą. Nie wiadomo, nie mo co się nad tym zastanawiać.
     Wiedziałam, że mam teraz ważniejsze zmartwienia.

sobota, 9 maja 2015

Rozdział 3

     Zamrugałam ze zdziwieniem oczami i wyciągnęłam przed siebie ręce w obronnym geście.
     - Ale... - zaczęłam.
     - Tylko żadnych "ale". Pójdzie szybciej i o wiele przyjemniej - przerwała mi Nia.
     - ... ja niczego nie ukradłam. Ten materiał naprawdę kupiłam, kupiec był znajomy i...
     - Nie interesują mnie twoje spodnie - Nia przerwała mi po raz drugi. - Każdy kto zapuści się na tereny Berediht, krain żądzonych przez Królową Elei, ma obowiązek stanąć przed jej obliczem i odpowiedzieć na parę pytań. Krolowa nie chce żeby kręcili się tutaj jacyś podejrzani osobnicy, więc zawsze sprawdza wędrowców. A ty chyba nie masz się czego obawiać. Ostatnio rzadko miewamy gości, Królowa pewnie się ucieszy.
     - No... - zanim zdążyłam zaprotestować Nia złapała mnie za rękaw i pociągnęła przez las.
     Gdy przechodziłyśmy obok truchła ogromnej gąsiennicy poczułam okrutny smród. Szybko odwróciłam głowę. Droga w większości wiodła przez kręte leśne ścierzki. Potem wyszłyśmy na otwart teren. Nia dała mi trochę sucharów wyjętych z sakiewki przytroczonej do pasa. Żułam w milczeniu pożywienie, nie zwracając za bardzo uwagi na to, co bieorę do ust. Gdy wyszłyśmy na łąkę wiatr zwichrzył mi włosy. W gęstym lesie tylko od czasu do czasu policzki muskał mi lekki powiew, a teraz chłodna bryza udeżyła mocno niczym smagnięcie batem.
      - Tutaj zatrzymamy się na noc - powiedziała Nia podsuwając mi pod nos nową porcję sucharów. - Nie ma, co wędrować po zmroku. Zdrzemnij się, ja wezmę pierwszą wartę. Obódzę cię około północy.
     Skinęłam głową i bez słowa zwinęłam się w kłębek w wyskoiej trawie porastającej równinę. Ale nie mogłam spać. Patrzyłam na słońce powoli znikające za horyzontem i rozmyślałam nad tym, co mnie dzisiaj spotkało. Bo był to niewątpliwie dziwny dzień. Może, gdy się obudzę znów będę w domu? Janse, migotliwe punkciki rozjaśniły granatowe niebo. Gwiazdy. Ooce i obojętne na mój los. Nie rozpoznawałam żadnego z gwiazdozbiorów, to nie były te same gwiazdy, które świeciły nade mną przez resztę mojego życia. Ciekawe czy rodzina mnie szuka? Raczej mnie tu nie znajdą. Może pomyślą, że uciekałam albo że, ktoś mnie porwał? Albo, że nie żyję...
***
     Nie wiedziałam kiedy w końcu usnęłam, ale gdy Nia mnie obudziła miałam wrażenie, że spałam zaledwie parę minut. Usiadłam z cichym stęknięciem i oparłam się plecami o drzewo. Teraz Nia poszła w moje ślady i położyła się na ziemi. Przez chwilę rozważałam możliwość czy nie poderżnąć jej gardła i nie uciec, ale szybko odrzuciłam tą opcję. Nie miałam broni, a poza tym nie miałam żadnej gwarancji, że kobieta już śpi. Mogła udawać, a tak naprawdę obserwować każdy mój ruch spod przymkniętych powiek. Lepiej nie ryzykować.
     Przyłapałam się na tym, że opada mi głowa. Żeby nie usnąć penetrowałam wzrokiem okolice. Co jakiś czas przysypiałam, ale potem szybko znów się zrywałam. O świecie obudziłam Nię. Zjadłyśmy skromne śniadanie złożone z sucharów i ruszyłyśmy w dalszą drogę. 
     Pogodzinie Nia wskazała mi coś palcem. Podążyłam za jej spojrzeniem i ujrzałam niewielką skałę an której szczycie zbudowano ogromny pałac. Zamek miał smukłą i wyskawową sylwetkę, ale był też niewątpliwie praktyczny. Połączenie piękna i użyteczności. Nie widziałam z oddali szczegółów, ale jedno wiedziałam napewno: to pałac dla kogoś bardzo ważnego. Poczułam nieprzyjemne, wibrujące uczucie w żołądku.
     A więc to tam idziemy. 

czwartek, 16 kwietnia 2015

Rozdział 2

     Powoli, z żołądkiem solidnie związanym w wymyślny węzeł odwróciłam się. Najpierw ciało, potem głowa. Żeby chociaż na chwilę odwlec moment gdy zobaczę owo coś, co za mną stoi.
     Rzeczywistość przerosła wszystko. Otworzyłam usta, ale nie dobył się z nich żaden głos. Zamarłam z oczami utkwionymi w potworze.
     Przede mną wznosilo się monstrum długości całkiem sporej kolejki wodnej. Przypominało to ogromną gąsiennicę z oślizgłymi, wijącymi się odnóżami, a w dodatku z ogromnymi, smoczymi skrzydłami. Zauważyłam, że na czarnej, galaretowatej twarzy zieje jedynie otwór gębowy, zero oczu. Przynajmniej ja ich nie widziałam.
     Nie miałam dużo czasu na zastanowienie się co robić, bo stwór zaryczał ogłuszająco i skrzekliwie, a do mojego nosa dotarł nieprzyjemny zapach zgnilizny. Skrzywiłam się i mimowolnie cofnęłam. Ogromne cielsko sprężyło się do skoku. Miałam około 2 sekund na podjęcie decyzji. Uskoczyłam w bok, a gąsiennica wylądowała dokładnie tam, gdzie przed chwilą stałam. Zaczęłam się cofać coraz szybciej i szybciej zanim stwór znów się pozbiera i spróbuje ataku. Niestety: potknęłam się o wystający korzen i upadłam na plecy uderzając się przy tym boleśnie w głowę. Jak przez mgłę zobaczyłam, że mięśnie monstrum znów się spinają. Przez moją obitą czaszkę przemknęł okropna myśl: zaraz umrę. Zamiast uciekać lub nawet próbować wstać zamknęłam oczy i przygotowałam się na ostateczny cios.
     Nic takiego jednak nie nastąpiło. Zamiast tego usłyszałam przeszywający, cienki wrzask, który ranił uszy i przeszywał całe ciało błyskawicą bólu. Zwinęłam się w kłębek na ziemi, chcąc znaleźć się daleko z tąd, nich to już się skończy. Zatkałam rękami uszy chcąc uchronić je przed świdrującym odgłosem. Potwór zwijał się pod dziwnymi kątami jęcząc przeraźliwie. Dopiero teraz zobaczyłam, że z jego głowy sterczała strzała. Nagle pojawiła się kolejna. I kolejna. Pociski nadlatywały od tyłu stwora robiąz z niego jeżozwierza. W końcu wrzask urwał się gwałtownie, a gąsiennica zwalił się bezwładnie na ziemię wznosząc tumany kurzu. Mech nasiąkł czarną krwią wypływającą z raz poczynioniych przez strzały. To wszystko stało się tak szybko.
     Usiadłam niepewnie i zobaczyłam mojego wybawcę. A konkretniej wybawczynię. Kobieta wciąż miała napięty łuk ze strzałą nałożoną na cięciwę. Celowała w stwora jakby bała się, że nagle ożyje. Wyglądała trochę jak elfka: miała lekko skośne, mądre oczy oraz spiczaste uszy. Ciemne włosy się sięgające poniżej pasa upieła w ciasny warkocz. Ubrana była w białą, lnianą tunikę sięgającą kolan. Ubranie to wyglądało na wygodne i nie krępujące ruchów. Pewnie przydatne w walce.
     W pierwszym odruchu chciałam wstać i podziękować, po chwili jednka zawachałam się. To, że kobieta zabiła stwora nie znaczy, że nie zrobi tego ze mną. Patrzyłam na nią nieufnie. A zwłaszcza na łuk w jej rękach. Chyba odgadła moje myśli, bo rzuciła broń na trawę i wyciągnęła do mnie pomocną dłoń. Niepewnie przyjęłam ją i wstałam. Głowę przeszył nieprzyjemny ból. Skrzywiłam się. Będę miała guza.
     - Jestem Nia - przedstawiła się skłaniając lekko głowę. - A ty?
     - Ja Ly... Lyssa - postanowaiłam na wszelki wypadek nie podawać prawdziwego imienia. Skarciłam się w myślach. Prawie powiedziałam "Lynda".
     Nia przekrzywiła lekko głowę. Miałam wrażenie, że wie, że kłamię.
     - Skąd jesteś? - spytała. Poczułam się jak na egzaminie ustnym. - I co tu robisz? Ten las to nie jest odpowiednie miejsce dla osoby tak młodego wieku.
     - Zabłądziłam - odparłam szybko. Zbyt szybko. Byłam niemal pewna, że kłamstwo było namacalne. Zacisnęłam jednak zęby i brnęłam dalej. - Jestem z niewielkiej wioski, raczej daleko z tąd. Uciekłam z domu przed złym ojcem. Zobaczyłam las i pomyślałam, że schronię się tutaj. Zbudowałam nawet szałas.
     Tej ostatniej informacji nie musiałam zatajać. Z dumą pomyślałam, że moja historia brzmi całkiem wiarygodnie. Miałam tylko nadzieję, że są tu małe wioski. Ale raczej na pewno.
     - Hmm... wyglądasz dosyć dziwacznie. Nigdy nie widziałam takich spodni. A tym bardziej kobiety w takich spodniach.
     Spojrzałam w dół, na moje jeansy. Faktycznie, mogły wyglądać dosyć dziwnie przey lekkiej tunice Nii. Przybrałam niewinny wyraz twarzy. Postanowiłam w razie czego zgrywać lekką idiotkę.
     - Lubię wylądać oryginalnie.
     - Nigdy nie widziałam takiego materiału - Nia wyglądała na szczerze zainteresowaną. - Skąd go wzięłaś?
     - Kupiłam od pewnego kupca. Nie pamiętam jego nazwiska - dodałam szybko unikając niewygodnych pytań.
     - Kupiłaś? Cóż, dziewczynki ze wsi rzadko stać na dobrej jakości ubrania. A ten materiał zapewne jest drogi, nigdy wcześniej takiego nie widziałam. Nie ukradłaś go przypadkiem?
     Zaklęłam w myślach. Ile problemów mogą sprawić jedne spodnie? Spuściłam głowę i zaszurałam nogami z miną niewiniątka. Postanowiłam nie odpowiadać na ostatnie pytanie. Modliłam się w myślach żeby Nia już sobie poszła. Po co ona w ogóle tu stoi ze mną rozmawia? Nagle powiedziała coś, co sprawiło, że poczułam się bardzo nieswojo.
     - W każdym razie, Lysso, mam obowiązek zaprowadzić cię przed oblicze Królowej Elei. Tylko nie stawiaj oporu.

wtorek, 14 kwietnia 2015

Rozdział 1

     Pierwszą reakcją był krzyk wzbierający w gardle niczym nadciągająca chmura burzowa. W porę się jednak powstrzymałam. Byłam w obcym miejscu, nie należało pochopnie zwracać na siebie uwagę. Zdławiłam wrzask walcząc z ogromną chęcią wylania uczuć potokiem urywanych słów.
     Uczucia miałam bowiem bardzo mieszane. Najpierw niedowierzanie. Może to sen? Odrzuciłam szybką tą myśl. Ja żadko śniłam. A już na pewno nie tak realistycznie, z udziałem wszystkich zmysłów. Może więc oszalałam, mam urojenia? To równierz odepchnęłam. Moja realistyczność i chłodna trzeźwość umysłu nie pozwoliłaby na to.
     Co więc tu robiłam?
     Nie ważne. Jestem tu i tyle nie ma co się zastanawiać. Jakoś się tu dostałam.
     Ale skąd się tu dostałam? Kim ja właściwie byłam? Spojrzałam na swoje ręce jakby one mogły dać mi odpowiedź. I nagle przypływ olśnienia. Poczułam, że wraca mi pamięć. Tak. Nazywam się Lynda Tomson, uczęszczam do drugiej klasy gimnazjum. Mieszkam z tatą, moi rodzice są rozwiedzeni. Kocham biegi, trenuję krotkie dystanse. Jestem najlepsza z w-fu oraz matematyki. Bywa, że piszę wiersze, ale zazwyczaj są to ciemne, krwawe słowa wylewające żal, gdy jest mi smutno. Mam rówierz psa o imeiniu Kratox oraz rybki.
     Uff, pamiętam już kim jestem. Chyba, że wszepiono mi cudzą toższamość żebym zapomniała o poprzednim życiu. Nie, mało prawdopodobne. Po co ktoś by to robił?
     Nie pamiętałam jednak jendnej bardzo istotnej rzeczy: jak się tu znalazłam? Nie przypominałam sobie żebym przechodziła przez jakieś tajemnicze drzwi lub szeptała złożone zaklęcia tak jak w bajakch bywa. Świat ten był bowiem niewątpliwie światem bajkowym. Krajobraz nie pasował mi to matczynej Ziemi. Może to inna planeta?
     Ostatnie wspomnienie, jakie jest moje ostatnie wspomnienie? Chyba jak idę do szkoły. Bądź wracam ze szkoły. Wysiliłam umysł. Tak, tata ucałował mnie i wyszłam z domu. Potem chyba upadłam. Może dostałam w głowę i to wszystko faktycznie nie dzieje się naprawdę? Ale czy umiałabym wtedy tak trzeźwo myśleć. Wszytskie te wydarzenia z domu, jak jem śniadanie, wychodzę z psem, wszystko to wydawało się takie odległa, widzałam to jakby przez mgłę. Jakby to wszystko było urojeniem, a to co dzieje się teraz, ta łąka, jakby właśnie to było prawdą.
     Machnęłam ze zniecierpliwieniem ręką. Mogłabym tu tak siedzieć i dumać przez cały dzień, ale to raczej nie było wskazane. Najlepiej trochę rozeznać się w okolicy. Możę znajdę jakieś inne oznaki życia w tym dziwnym świecie. Oczywiście oprócz ptaków i owadów, których na pewno tu nie brakowało. Wstałam stękając cicho, gdy skurcz zaatakował moją prawą łydkę. Zastanawiałam się jak długo tu jestem. Spojrzałam w niebo. Słońce wisiało już dość wysoko nad horyzontem od strony wschodu czyli było niewiele przed południem. Sporo czasu do zmierzchu. Postanowiłam zbudować szałas żeby przynajmniej mieć się gdzie schować w razie zagrożenia. Ruszyłam w stronę lasu. Przynajmniej miałam teraz jakiś cel. Gdy ma się określony plan wszystko zdje się być prostrze. Postanowiłam znaleźć jakieś przechylone przewo i oprzeć o nie mniejsze drzewka pod kątem żeby tworzyło to coś w rodzaju spadzistych ścian. Następnie przykryję prowizoryczny domek gęstymi gałęziami żeby uszczelnić dziury.
***
Po tzrech godzinach wszystko było już gotowe. Patrzyłam z dumą na mój szałas. Miałam jeszcze sporo czasu do zachodu słońca mogłam jeszcze trochę rozejrzeć się po okolicy. Weszłam śmiało między drzewa pilnując żeby cały czas iść w lini prostej. Gdybym zaczęła iść zygzakiem i zakrętami mogłabym się zgubić. A to napewno nie byłoby przyjmne.  Mięśnie bolały mnie od wysiłku fizycznego, ale szłam dalej. Nagle, w odległości paru matrów za mną usłyszałam szelest. Jakby coś dużego pełzło po trawie. Serce stanęło mi w piersi. Powoli odwróciłam się bojąc się co tam zobaczę.

Prolog

     To wiatr pierwszy mnie obudził. Rozwiał kasztanowe włosy i przyjemnie musnął policzki. Bezwiednie się uśmiechnęłam. Jakaś cząstka umysłu podpowiadała mi, że powinnam już opuścić słodką krainę snu i wstać. Zamiast tego mocniej zacisnęłam powieki. Było mi tak ciepoło, a posłanie zrobiono chyba z puchu. Wiatr wzmógł się trochę, ale potem ucichł. Powoli zaczęłam rejestrować coraz więcej rzeczy z otoczenia. Do nosa dotarł słodki zapach kwiatów, w uszach rozległ się nieśmiały ćwierkot ptaka. Zmarszczyłam brwi. Coś mi tu nie pasowało. Gdzie ja byłam? Nie przypominałam sobie żebym wychodziła z domu. W ogóle nic sobie nie przypominałam.
     Usiadłam gwałtownie otwoierając szeroko oczy. Przedemną rozciągał się niesamowity, ale i tajemniczy widok. Znajdowałam się na ogromnej łące usianej małymi, różowymi kwiatkami. Wyglądało to jak wielkie, barwne morze. Pewnie powinnam się tym zachwycić, ale nie w tej chwili. Penetrowałam wzrokiem okolicę gorączkowo szukając chociaż jendego znajomego szczegółu. Góry majaczące na horyzoncie, pojedyńcze drzewa porozrzucane po łące. Lasek po boku, błękitne niebo. Wszytsko to wyglądało przytulnie i zachęcająco, z drugiej jednk strony lodowano i obco.
     Serce przyspieszyło niemal dwukrotnie, czułam narastającą panikę. Znajdowałam się sama w zupełnie nieznanym miejscu, a w pamięi ziała czarna dziura.